czwartek, 12 grudnia 2013

O Sherlocku słów kilka

Ostatnio zadałam sobie pytanie, czy jak Artur Conan Doyle tworzył postać Sherlocka Holmesa, to miał świadomość tego, jakim będzie ona fenomenem. Bowiem w dzisiejszej kulturze Sherlock Holmes stał się wszechobecny, a nawet został ikoną popkultury.
Ale może na początek powiemy kilka faktów, tak dla przypomnienia. Artur Conan Doyle napisał cztery powieści oraz ponad 50 opowiadań o Sherlocku. W pewnym momencie go nawet uśmiercił, jednak został zmuszony do jego wskrzeszenia przez jego fanów. Jak wiadomo Sherlock Holmes był genialnym detektywem o wszechstronnej wiedzy. W trakcie swoich śledztw wykorzystywał dedukcję, którą opierał na zmyśle obserwacji i logicznym sposobie łączenia faktów. Warto także wspomnieć, że nasz genialny detektyw o specyficznym podejściu do ludzi, miał także swoje problemy, bowiem był uzależniony od opium i heroiny.
Zapewniam, że książki są warte tego, aby po nie sięgnąć. Aczkolwiek należy pamiętać, że powstawały one końcem XIX wieku i początkiem XX, więc styl jest specyficzny.
Jednak ta wypowiedź nie będzie koncentrować się na twórczości Conan Doyle, lecz na tym, co dziś się z nią dzieje we współczesnych mediach. Zamierzam napisać o adaptacjach zarówno tych kinowych, jak i serialowych. 


To co zapewne nasuwa się jako pierwsze to filmy w reżyserii Guy'a Ritchiego: Sherlock Holmes oraz Sherlock Holmes Gra Cieni. Pierwszy z tych filmów jest tylko oparty na motywach opowiadań, bowiem jego akcja nie jest ściśle powiązana z opowiadaniami. Druga część, w mojej opinii jest słabsza, ale za to wierniejsza opowiadaniom. W obu obrazach Sherlock jest równie irytujący, jak i niezwykły. Zostaje przedstawiony jako trudny w kontaktach z ludźmi oraz skończony egoista. Pierwszy film był o tyle ciekawy, że jego fabuła była owiana mistycyzmem, ocierającym się o magię, a w całości tworzyła bardzo ciekawą intrygę. Dlatego z opowiadaniami łączą go tylko postaci. Druga część jest już wierniejsza opowiadaniom, bowiem koncentruje się na rozgrywce z Moriartym. Zauważmy, że w opowiadaniach ta rozgrywka wcale nie jest specjalnie emocjonująca. Tak naprawdę była raczej nudna i znamy ją z retrospekcji. Tymczasem w filmie jest to główny motyw, który wprowadza możliwą wojnę światową, rozwój militarny i postać demonicznego Moriaty'ego, którego w opowiadaniach specjalnie nie było. 



Jeszcze ciekawsze spojrzenie na Sherlocka znajdziemy w brytyjskim mini serialu Sherlock, gdzie postać detektywa została przeniesiona w czasy współczesne. Sherlock jest uzależnionym od telefonu, genialnym detektywem, który pomaga policji. Odcinki serialu bywają wierniejsze opowiadaniom, aniżeli wspomniane już filmy. Odtwórca głównej roli Benedict Cumberbatch stworzył świetną kreację, człowieka z jednej strony oderwanego od rzeczywistości i lekko obłąkanego, a z drugiej geniusza, który doskonale potrafi wykorzystać swoje umiejętności. Muszę przyznać, że pomysł z przeniesieniem tej postaci w czasy współczesne bardzo przypadł mi do gustu.


Dlatego też zainteresowałam się także serialem, tym razem produkcji amerykańskiej, Elementary. Tu nie tylko przeniesiono Sherlocka w czasy współczesne, ale do tego do Nowego Jorku. W tym przypadku jest on narkomanem po odwyku, który pomaga nowojorskiej policji w rozwiązywaniu zagadek. Muszę przyznać, że poza genialną postacią detektywa, to ten serial ma niewiele wspólnego z opowiadaniami. Intrygi w kolejnych odcinkach są praktycznie zupełnie niezależne.

To co jest naprawdę ciekawe jednak w tych adaptacjach to nie sama postać Sherlocka, która jest raczej wierna pierwowzorowi. Spójrzmy jednak na to, jakie relacje zachodzą między nim, a pozostałymi bohaterami powieści. Zacznę od tej najbardziej oczywistej, czyli doktora Watsona. W książkach jest on wielkim fanem swojego mentora i praktycznie w każdym opowiadaniu wyraża swój zachwyt na jego temat. Jest także kronikarzem jego dokonań. Tu jest on rzucić wszystko na każde skinienie detektywa. Ta relacja uległa znacznym modyfikacjom, jeżeli chodzi o współczesne adaptacje. W filmie to Holmes wydaje się bardziej uzależniony od doktora, który pragnie zacząć nowe życie. Detektyw robi wszystko, aby go powstrzymać przed związkiem z ukochanym, co doprowadza do naprawdę komicznych sytuacji. W serialu Watson owszem, jest pełen podziwu dla przyjaciela, ale potrafi też powiedzieć stanowcze nie, kiedy mu coś nie odpowiada. Do tego dochodzą dość zabawne relacje z bratem Sherlocka, Mycroftem, który manipuluje Watsonem prawie tak samo jak Sherlock. Zostaje on wciągnięty w komiczną rozgrywkę między nimi dwoma. I tu to też Watson jest tym, który martwi się o takie proste rzeczy, jak czynsz i jedzenie, które w ogóle nie interesują tytułowej postaci. 


W Elementary nastąpiła najciekawsza ewolucja, a może i rewolucja tej relacji. Przede wszystkim dr Watson ma na imię Joan i jest kobietą. Na początku nie było relacji podziwu ucznia dla mistrza, ponieważ była ona kompanem w trzeźwości dla Sherlocka, który zakończył właśnie odwyk narkotykowy. Nie było mu łatwo się odnaleźć w nowej sytuacji z Joan, której towarzystwo zostało mu narzucone. I tu potrafiła ona wyznaczyć pewne granice i sprowadzać swojego towarzysza na ziemię. 


Jak widać relacje między główną parą opowiadań została znacznie zmodyfikowana przez współczesne adaptacje. Nie ma już uległości oraz chęci przypodobania się mentorowi. Zamiast tego Watson został obdarzony silnym charakterem, często przeciwnym detektywowi.Z czego wynika taka zmiana? Na pewno dzięki temu postać Watsona wiele zyskuje i zostaje obdarzony większą dozą naszego zainteresowania. Nagle postrzegamy go jako człowieka, który musi wiele znieść przy swoim przyjacielu, który ma wobec niego duże oczekiwania. 

Kolejną relacją, która zostaje urozmaicona w adaptacjach, to jest rozgrywka Holmesa z Moriartym. W opowiadaniach jego główną zasługą było to, że udało mu się prawie zabić Holmesa. I tyle. Bowiem u Doyle'a nie pojawiał się za często, a rozgrywka tych dwóch panów wcale nie jest taka fascynująca. W filmie Gra Cieni jest pokazana jako wielka pogoń po Europie i rozgrywka między genialnymi umysłami, która mogła doprowadzić nawet do strasznej wojny. Mamy wprowadzoną całkiem ciekawą intrygę, która miałaby na celu wprowadzenie chaosu. Moriarty, który tak naprawdę w opowiadaniach nie funkcjonuje, w filmie jest przedstawiony bardzo barwnie. To samo dotyczy brytyjskiego serialu, gdzie Moriarty nie do końca jest profesorem, tylko młodym i demonicznym człowiekiem, który zmusza Sherlocka do ostateczności. W Elementary jeszcze się nie pojawił. Wiemy tylko, że bardzo skrzywdził głównego bohatera (nie powiem jak i kiedy, obejrzyjcie, to się dowiecie). Cały czas jednak na niego czekam, bowiem jestem ciekawa, jak zostanie przedstawiony w tym serialu. 

Co ciekawe, to właśnie adaptacje uczyniły z Moriarty'ego głównego wroga Holmesa i wyniosły go na panteon czarnych charakterów. Dla Doyle' ta postać wcale nie była taka istotna. Adaptacje nawet obraz policji zmieniły. W oryginalnych opowiadaniach jednak był wyrażony pewien szacunek dla tej instytucji, a inspektorzy byli inteligentni, a detektyw żywił dla nich prawdziwy szacunek. Zarówno w filmach, jak i serialu tego szacunku nie ma dla swoich kolegów z policji. W filmie prost z nich drwi i pokazuje, że są bandą tchórzy i idiotów. Ile w tym przekory, ile dostrzeże odbiorca. W serialach także nie wykazuje należnego szacunku dla policji, jednak nie odnosi się wobec nich z taką pogardą. 

Jak widać, współczesne adaptacje wprowadziły do opowiadań ciekawy koloryt, którego nie było w opowiadaniach. To właśnie ekranizacje nadały nowe, świeższe życie Sherlockowi i jego towarzyszom. Na pewno wiele zasługi leży po stronie aktorów, którzy tchnęli w tę postać nowe życie, pozbawiając go równocześnie kraciastego płaszcza i okropnego kapelusza. Sherlock stał się postacią z krwi i kości, która wkroczyła w nasz współczesny świat.


poniedziałek, 9 grudnia 2013

Pozbawiony tajemniczości "Człowiek Nietoperz"

Idąc za radą mojej siostry sięgnęłam po kryminał norweskiego autora Jo Nesbo Człowiek nietoperz. Czego się spodziewałam? Sama nie wiem. Zawsze mi się wydawało, że skandynawscy autorzy są trochę nieobliczalni. Poza tym ich powieści zazwyczaj miały w sobie coś z tamtejszego klimatu. Były na swój sposób chłodne, ale otwarte na czytelnika. Zapewne dlatego tak bardzo za nimi przepadam. 
Co zatem dostałam od tego autora? Na pewno nie chłodny i melancholijny klimat skandynawski, lecz gorący i nieprzewidywalny klimat australijski. Co było dla mnie na pewno zaskoczeniem. 
Człowiek nietoperz bez wątpienia jest niezłym kryminałem. Nie napiszę, że dobrym, bowiem mnie aż tak nie porwał. Jednak warto go przeczytać.
Jego główną zaletą jest uczucie niepewności, które towarzyszy nam od pierwszych stron. Główny bohater Harry Hole jest norweskim policjantem wysłanym do Sydney, aby zbadać zabójstwo młodej Norweżki, która tam mieszkała. Już od samego początku bohater jest zagubiony. Szybko się okazuje, że nie tylko w obcej kulturze, ale w całym swoim życiu. Dowiadujemy się, że jest alkoholikiem, nad którym wisi widmo jego choroby. Przez całą opowieść dręczy go ten demon i do samego końca nie jesteśmy pewni czy zdoła go pokonać. Bardzo szybko też zostaje pozbawiony jakiejkolwiek tajemniczości. Jego historia zostaje nam opowiedziana bez większych komplikacji. 
Odniosłam wrażenie, że autor pragnął przeciwstawić swojego bohatera postaciom, które zazwyczaj występują w tego typu powieściach. Tam często mamy do czynienia z błyskotliwym detektywem, który ma niezwykły dar obserwacji i rozwiązywania spraw. Często są oni owiani nutą tajemniczości, a czytelnik odkrywa jakąś jej część. Bywa też są doświadczeni przez życie, przez co zyskują na naszej sympatii. Tymczasem w tym wypadku wszystko jest na przekór. Harry nie tylko zostaje obdarty z całej tajemnicy, to na dodatek trudno jest mówić o jakichkolwiek przejściach, które doprowadziły go do takiego stanu. Żadnych powodów, przypuszczeń, po prostu w niego wpadł. Nie jest nawet błyskotliwym policjantem, tylko raczej ledwie przeciętnym. Na pewno nie jest bohaterem, który wzbudza sympatię. Za to jest bliski każdemu z nas, ze swoimi słabościami. Łatwo przyjdzie nam identyfikowanie się z nim, a także zaangażowanie się w jego problemy. Kibicujemy mu w jego walce z nałogiem. 
Sama intryga w powieści też nie jest najbardziej wciągająca. O wiele ciekawsze jest to, jak poznajemy razem z Harrym kulturę Australii. Powoli odkrywamy jej kolejne elementy, które bywają zaskakujące. Tak naprawdę szybko zapominamy o zabitej dziewczynie, bowiem nasza uwaga zostaje skierowana na półświatek Sydney. Coraz mniej interesuje nas kto ją zabił. Postać Inger prawie w ogóle nie funkcjonuje w powieści i mało co o niej się dowiadujemy. 
Za to poznajemy zawiłe historie drugoplanowych postaci, które pozornie mogą nie mieć znaczenia dla głównej intrygi. Autor wprowadza po kolei każdego bohatera i przedstawia nam jego historię. W pewnym momencie odniosłam wrażenie, że jest to bardziej książka o nich, a morderstwo było tylko pretekstem, aby wejść  w ten świat. 
Autor opisuje różne aspekty kultury australijskiej i to nie tylko w zderzeniu z kulturą norweską, ale także pokazuje, jak funkcjonuje tam kultura aborygenów oraz białych mieszkańców. I właśnie to stanowi główny atut tej powieści. Poprzez mity i legendy, które przedstawiają Harry'emu bohaterowie, powieść nabiera specyficznego smaku. Bardziej interesowały mnie właśnie te postacie, które były wprowadzane na łamy powieści, aniżeli rozwikłanie morderstwa. Tak naprawdę zakończenie do końca mnie nie interesowało. Po prostu je przyjęłam i zaakceptowałam. O wiele bardziej byłam ciekawa tego, jak zakończą się wątki naszych bohaterów, którzy o wiele bardziej zaskakiwali.
Warto jeszcze wspomnieć o wątku romansowym, który został wprowadzony do powieści. Mi się wydaje, że nie do końca był on potrzebny i trochę mnie drażnił. W pewnym momencie nawet trochę za bardzo dominował. Gdyby go nie było, to podejrzewam, że powieść wiele by nie straciła.
Reasumując, książkę polecam, aczkolwiek zaznaczam, aby nie spodziewać się po niej czegoś wielkiego. Jest to po prostu miła lektura dla rozluźnienia.

Entuzjastyczny początek

Witajcie,

w związku z coraz większą modą na prowadzenie bloga, postanowiłam sama spróbować swoich sił w tym zakresie. Długo zastanawiałam się nad tym, o czym miałby być. W końcu postanowiłam pisać o książkach. Dlatego właśnie tutaj będę zamieszczać swoje opinie o tym, co przeczytałam, co mi się podobało, a co nie. Oprócz tego na pewno będę pisać o filmowych adaptacjach, bowiem, nie oszukujmy się, mają one duży wpływ na postrzeganie samych książek. 

Czy znajdę w sobie dość wytrwałości, aby pisać ten blog? Nie wiem. Na razie jestem pełna entuzjazmu, jednak nie wiadomo, co będzie za jakiś czas, więc niczego nie obiecuję. Na razie życzę sobie powodzenia i z uśmiechem zaczynam pisać bloga, który prawdopodobnie utonie gdzieś w internetowym oceanie.